środa, 24 sierpnia 2022

[RELACJA] Morska sceneria na imprezę, czyli Salt Wave Festival w Jastarni

 

Zamknij oczy i wyobraź sobie plażę nad Zatoką Pucką - szum fal, a w oddali dźwięki młodej muzyki. To właśnie Salt Wave Festival. W tym roku udało mi się brać udział w 1. dniu wydarzenia. Po raz pierwszy zobaczyłam na żywo Zalię, poznałam RY X i Saint Motel. 

Każda podróż na Półwysep Helski to nie lada przygoda. Nawet jeśli masz do pokonania ponad 42 km, to nie może być nudno. Zaczęło się niewinnie od opóźnienia pociągu REGIO z Redy. Miał przyjechać po 30 minutach, więc wybraliśmy PKS do Władysławowa, myśląc - jakoś to będzie. Na postoju w Pucku, Portal Pasażera wskazywał, że nasza spóźnialska ciuchcia przyjedzie za 5-7 minut. To szybka ewakuacja z busa i bieg na dworzec. Oczywiście, informacje ze strony internetowej się nie sprawdziły i pociągu nie było. Miał przyjechać za pół godziny. Krótka debata - znowu PKS czy czekamy? W końcu poczekaliśmy cierpliwie i udało się dostać do przystanku docelowego - Jastarnia Wczasy. Tym samym omijając koncert Franca Moody i niemal cały występ Mięthy. No, ale cóż - takie życie na Półwyspie. Pośpiech nie jest zalecany. 

Tegoroczny Salt Wave Festival, to moja druga edycja tej imprezy. Do zalet należy lokalizacja - polana i plaża nad Zatoką Pucką na wysokości Jastarnia Wczasy oraz niepowtarzalny klimat. To impreza dla ludzi młodych interesujących się młodą muzyką. Każdy znajdzie coś dla siebie. W tym roku festiwal był bardziej kameralny - przygotowano jedną scenę (w zeszłym roku były dwie sceny) i było mniej festiwalowiczów. Ktoś mógłby uznać to  za minus, ale dla mnie działa to na korzyść. Nie ma nic gorszego niż ścisk uniemożliwiający swobodny taniec. 


Tegorocznym odkryciem polskiej muzyki jest dla mnie Zalia. 21-letnia Julia Zarzecka ma na swoim koncie kilka singli, a teraz przygotowuje się do wydania albumu. Szykuje się sztos, bo kilka nowych utworów zagrała na festiwalu. Jej kawałki takie jak "Bezsensownie" czy "Plany" osiągnęły kilka milionów odtworzeń na streamingach i były grane w największych stacjach radiowych. Pewności siebie, tańca i luzu podczas rozmowy z publicznością - tego mogliby się od niej uczyć starzy wyjadacze. Tworzy przyjemny pop z domieszką elektroniki i RnB. Z zapartym tchem będę obserwować tę młodą artystkę, bo zrobi jeszcze muzyczne zamieszanie. 


Potem nadeszła pora na jedyną w swoją rodzaju Mery Spolsky. Ona nie boi się niczego - kręci pupą, ubrana tak jak lubi i pokazuje język. Dzięki temu wokół siebie ma oddanych fanów, którzy na jej koncerty zakładają koszule w paski czy brokat. Dla niektórych zbyt skandaliczna, dla mnie odważna i inna od przewidywalnych polskich artystów. Razem z No Echoes zagrali nowości jak "Cekinowa Bomba" i "Trapowe Opowiadanie". Pojawiły się też "klasyki" - "Mazowiecka Kiecka" i moje ukochane "FAK". Publika bawiła się doskonale - było wspólne skakanie, tańczenie i śpiewanie. Tylko szkoda, że koncert trwał zaledwie pół godziny. Dla Mery z bogatym repertuarem, to stanowczo za krótko. 


Teraz przychodzi moment, w którym można uznać mnie za boomera. O zespole Saint Motel dowiedziałam się za sprawą Salt Wave Festival. Amerykański skład tworzy indie pop, który łatwo wpada w ucho. Pomimo tego, że nie znałam ich muzyki, to bawiłam się doskonale. W pewnym momencie wokalista zniknął ze sceny i poszedł do publiczności i do zaplecza technicznego. Nie obyło się bez śpiewania sto lat, bo perkusista Greg obchodził urodziny. To był pierwszy koncert Saint Motel w Polsce, ale na pewno nie ostatni. "Już nie możemy doczekać się powrotu" - napisali na Twitterze. 


Potem na scenie pojawiła się Bitamina. Po ciężkim dniu i wrażeniach, koncert obejrzałam na leżąco. Za to uwielbiam letnie festiwale - bez żadnej krępacji możesz położyć się na trawie, zamknąć oczy i po prostu słuchać. A czy jest lepsza muzyka to chillowania niż repertuar Bitaminy? Oczywiście na "Domie" nie mogłam wytrzymać i musiałam wstać. Przyjemny występ. Po raz pierwszy słyszałam band Vita Bambino na żywo. 


Ostatnim dla mnie koncertem był występ RY X. I tym razem show oglądałam w pozycji leżącej Tak się zrelaksowałam, że omal nie zasnęłam. To istna muzyka dla duszy, która wycisza i idealnie wkomponowała się w morski klimat festiwalu. Melancholijna podróż w głąb siebie w akompaniamencie gitary.


Pierwszy dzień Salt Wave Festival był dla mnie ostatnim ze względu na Męskie Granie w Gdańsku. Dwie imprezy nachodziły na siebie i może to też było powodem mniejszej frekwencji w Jastarni. Jeżeli zastanawiacie się - czy warto pojechać na festiwal odbywający się na Półwyspie Helskim, to nie wahajcie się długo. Możecie spędzić fajny weekend w pięknej scenerii przy dźwiękach muzyki nowej generacji i też przy okazji się poopalać. Trzymam kciuki za przyszłoroczną edycję imprezy. 

W sobotę na scenie Salt wystąpili - Ania Leon, Lime Cordiale, Piotr Zioła, Łona i Webber + The Pimps, Balthazar, Young Leosia i The Avalanches DJ set. Z tego, co widziałam, deszczowa pogoda płatała figle. No, ale tak to już jest z polskimi festiwalami, szczególnie nad morzem. Grunt, że nie było ewakuacji jak na Open'erze. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz